Hetalia RPG
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Historyjki~

3 posters

Go down

Historyjki~  Empty Historyjki~

Pisanie by Ardwi 20.05.12 20:59

Ciekawa jestem, czy temat wypali, bo jednak wymaga troszkę kreatywności.
Zasada jest prosta: ktoś podaje słówko klucz, inna osoba wymyśla do tego historyjkę związaną z postaciami z Hetalii i rzuca następne słówko. I tak dalej. Byłabym wdzięczna za historie dłuższe niż dwa zdania, bo inaczej nie będzie tak fajnie. Dobra, więc podaję pierwsze słówko:

Deszcz
Ardwi
Ardwi

Posts : 156
Join date : 12/05/2012
Age : 29
Location : Matalascañas~!

Powrót do góry Go down

Historyjki~  Empty Re: Historyjki~

Pisanie by Mitake 20.05.12 22:17

Padało wtedy. Gdyby nie to, że z nieba padał deszcz cała ta historia nie miałaby miejsca. No kto by pomyślał, że pogoda może odmienić czyjeś życie? A jednak. Jednak tak właśnie się stało.
Londyn. W Londynie każdy, czy przynajmniej ta rozeznana większość, nosi ze sobą parasol. Anglicy doskonale wiedzą, że deszcz może spaść w każdej chwili, dlatego zazwyczaj nie ryzykują.
Ale cóż. Anglicy, to Anglicy. A turyści, to turyści. Idioci. Idioci bez parasoli, którzy śmią narzekać jeszcze, że pogoda zła, bo z nieba spadło trochę wody! A najgorsi i tak byli Francuzi.
Arthur od zawsze nie cierpiał Francuzów, dlatego nigdy by nie przypuszczał, że jeden z nich może... Zresztą. Ten był tak samo bezczelny jak cała reszta.
Taki sam ignorant, a jeszcze z tym swoim...
- Czy możesz mi pożyczyć kawałek parasola? - wypowiedzianym z okropnym, francuskim akcentem, zupełnie, jakby to nie miało już znaczenia w jaki sposób wypowiadasz r i czy kładziesz nacisk na drugą, czy trzecią sylabę od końca. Kirklanda prawie krew zalała! Zawsze go prawie zalewała w takich momentach. I już, już miał odpowiedzieć, odwrócił się nawet, żeby odpowiedzieć, że nie, nie może, bo to jego cholerny parasol i nie będzie się nim dzielił z cholernymi idiotami, gdy
- Och, mon Dieu, jak ty nieszczęśliwie wyglądasz? Coś się stało?
I to był moment, w którym go zamurowało. Dość nieszczęśliwie, bo zanim zdążył zareagować w miarę logicznie (zacząć krzyczeć, że wygląda bardzo dobrze i jest, do cholery, najszczęśliwszym człowiekiem na tym pieprzonym świecie) dziwny Francuz już trzymał go pod ramię - jakby byli jakimiś pedałami - i prowadził do jednej z idealnie znanych Arthurowi kawiarenek. A potem usiedli, zamówili po kawie i zaczęli rozmawiać. Znaczy, najpierw mówił ten irytujący gość, wszystko brzmiało jak
- bo u mnie, w Paryżu blablabla, irytujący akcent, więcej irytującego akcentu, a tu, w Londynie, wszystko jest takie nieprzyjazne, takie, sam wiesz, takie niechętne dla człowieka, ale mimo wszystko jest miło, a tak w ogóle, to nazywam się Francis, Francis Bonnefoy i przyjechałem tu, bo...
bełkot. I Arthur naprawdę, naprawdę starał się nie myśleć o tym, że głos jest dziwnie przyjemny dla ucha, dawno nie słyszał takiego głosu, a tak w ogóle, cholera, to całkiem niczego sobie ten Francuz i... I powinien stanowczo, stanowczo przestać myśleć, cholera, co to w ogóle za myśli?!
Właśnie wtedy na moment zapadła cisza, a ten... Francis? wpatrywał się w niego zupełnie, jakby czegoś oczekiwał.
- No co?
- Zapytałem, jak masz na imię i dlaczego jesteś taki niepocieszony.
- Arthur Kirkland i wcale nie jestem...
- Dałeś wyciągnąć się obcemu człowiekowi do kawiarni, Arthur. Nie możesz być aż tak szczęśliwy.
Kirkland naprawdę nie widział związku jednego z drugim, co w ogóle ten Francuz myślał sobie, mówiąc coś takiego? A Francuz, owszem, myślał sobie dużo, być może jeszcze więcej. I co chyba najgorsze - nie przestawał mówić, co jakiś czas zmuszając Arthura do odpowiedzi bardziej rozbudowanych niż ciche pomruki. Tak minęła godzina, druga, piąta, aż nagle zrobiło się ciemno.
- Spóźniłem się na pociąg - powiedział wtedy Francis i Arthur powinien, och, naprawdę powinien odesłać go do hotelu, w końcu kto zaprasza obcych do swojego domu? Nie był przecież osobą, która ot tak pozwala naruszać swoją przestrzeń osobistą, to nie miało wyglądać w ten sposób, przecież, że nie. A jednak, wyglądało właśnie w ten sposób i nagle się okazało, że Bonnefoy nie ma żadnego problemu z tym, że mieszkanie malutkie, nie ma miejsca, ani kanapy, na której mógłby go położyć, więc zostaje mu podłoga, bo...
- Przecież nie będziemy spali razem.
- Dlaczego nie?
Tak. Właśnie. I tak to się wszystko zaczęło, bo skoro już spali razem, to przecież Arthurowi na pewno nie zrobi różnicy, jeżeli Francis pobędzie u niego jeszcze chwilę. Własne mieszkanie? Oczywiście, że miał, jedno, w Paryżu, tutaj był na moment, miał mieszkać w hotelu, ale po co hotel, skoro znalazł Arthura? No i ta firma, jego nieszczęsna firma, która stwierdziła, że powinien zostać w Londynie najdłużej, a najlepiej, to już na zawsze, a on jakoś nie miał serca się z nimi kłócić, bo...
Cóż. I tak jakoś zostało. Zostali na jednym łóżku w jednym, za ciasnym mieszkaniu, za to z dwoma parasolami, bo jak ktoś mieszka w Londynie, to naprawdę, naprawdę powinien mieć swój, a nie zaczepiać biednych, nieświadomych Anglików.





Tia... wiem. Oryginalność niczym z amerykańskiej komedii romantycznej z Meg Ryan w roli głównej. Ale tak to już ze mną bywa~ I tak, oczywście, ze fruk, bo niby co innego?

Następne słowo: wstążka

Mitake

Posts : 118
Join date : 12/05/2012

Powrót do góry Go down

Historyjki~  Empty Re: Historyjki~

Pisanie by Guest 21.05.12 14:16

NorIce <3

Islandia popatrzył się na białą, elegancką wstążkę w jego rękach.
Za dużym oknem było widać zielone wzgórza, a dodatkowo z oddali widać było wulkan. Padał deszcz; słychać było krople deszczu uderzające wszystko, co napotkały.
Zasunął zasłony. Niebo było za jasne.
Usiadł na swoim łóżku, i rozmyślał.
Pamiętał, jak Norwegia obdarowywał go wieloma rzeczami i prezentami. Do tych rzeczy należała też ta biała wstążka, którą zawsze nosił ze sobą, na swojej bluzce. Bardzo ją lubił. Czyżby dlatego, że to był ostatni prezent od niego, zanim zamieszkał z -
Potrząsnął głową. Nie chciał akurat o tym wspominać...
Myślał o czymś innym. Uśmiechnął się.
Norwegia.

Nas. słowo; róża

Guest
Gość


Powrót do góry Go down

Historyjki~  Empty Re: Historyjki~

Pisanie by Ardwi 05.06.12 13:40

Anglia składa się z tradycji.
Tradycyjne jest noszenie tweedowej marynarki, garniturów i pulowerów, więc Arthur prawie nie ubiera się inaczej. Do tradycji należy picie herbaty wiadrami, codzienne tłuste posiłki, uprzejmość wobec obcych, rozsądek i bycie dżentelmenem. Ponownie, Anglia robi to wszystko, chociaż czasami trudno mu utrzymać tradycją dżentelmeństwa. Zwłaszcza, gdy gdzieś na drodze stoi mu Francja, który jest kolejną starą i, chyba nawet trwalszą od innych, tradycją. Nienawiść do Francji zajmuje u Anglii miejsce nad byciem dżentelmenem, ale tuż pod piciem herbaty. Oprócz tego Arthur kocha swoją rodzinę królewską, niezwykle ważną część tradycji, zawsze narzeka na pogodę i stara się wychodzić z przyjęć jak najciszej, o ile akurat nie jest pijany w trupa. Piwo które pije, jedno, drugie, ósme, każde jest cieplejsze od poprzedniego.
Tradycyjnie już nie manifestuje miłości do swojego domu za pomocą hymnów, symbolów i wzniosłych pieśni. Owszem, posiada ich kilka, ale ma też w zwyczaju uśmiechać się kpiąco i kręcić głową, kiedy widzi Amerykę histeryzującego na punkcie swojego hymnu. Anglia kocha swoich ludzi cicho, za pomocą drobnych zachowań i tradycji, które sprawiają, że jest cóż... Anglią. Dokładnie takim, jakim być powinien.
*
Arthura budzi huk rozbitej szyby. Na wpół rozbudzony wstaje z łóżka i zerka przez zasłony na uliczkę. Noc już się skończyła, ale dzień jeszcze się nie zaczął, więc wszystko wydaje się wypłowiałe,
Stara wiktoriański kamieniczka pozabijana deskami ma teraz kilka wybitych szyb. Anglia słyszy śmiechy i dostrzega w szarości znikające sylwetki kilku nastolatków.
- Te dzisiejsze bachory – mamrocze do siebie z mieszaniną irytacji i rezygnacji, a rano ubiera garnitur zbyt stary, by był modny, chwyta teczkę i kieruje się w stronę najbliższej stacji metra. Po drodze dostrzega długą kolejkę do jednego ze sklepów, więc staje w miejscu i marszczy brwi. Po dłuższej chwili walki ze samym sobą przyłącza się do czekających ludzi. Po kilku minutach kolejka wydłuża się jeszcze o połowę, a łysiejący jegomość za plecami kraju pyta z nieśmiało:
- Proszę wybaczyć, po co właściwie tu stoimy?
- Nie mam pojęcia – odpowiada Arthur równie uprzejmie. – Ale skoro wszyscy czekają, to musi być coś dobrego, prawda?
W efekcie Anglia spóźnia się na spotkanie z premierem, ale przynajmniej zjada po drodze rybę z frytkami za pół ceny.
*
Po pracy Anglia odwiedza pub, ale udaje mu się nie upić. W efekcie wraca całkiem z siebie zadowolony, mijając metro i kierując się uliczkami, które zna tak dobrze, jak własną kieszeń, bo, być może, właśnie nią są.
- Co tu robisz, pierdolony Angolu?
Arthur zatrzymuje się, nieco zaskoczony, do tej pory pochłonięty przez własne myśli. Przed nim stoi kilku ludzi ciemniejszej karnacji, w okół jest ich wielu. Ach, no tak. Zapomniał, że teraz ta ulica należy do muzułmanów.
Uprzejmość dla obcych jest mocnym punktem w hierarchii tradycji, więc Anglia nie wyciąga broni od razu. Poza tym, jest jeszcze poprawność polityczna.
- Proszę wybaczyć. Wracam właśnie do domu – mówi trochę zbyt niewyraźnie, ale jednocześnie zadziera podbródek i uśmiecha się z groźbą. Przypomina sobie, że w końcu jest pijany. – A mój dom jest tutaj. Jeszcze raz nazwij mnie pierdolonym Angolem, a utnę ci jaja, śmierdzący obcokrajowcu...
*
W domu Anglia rzuca marynarkę do prania i odkręca kurek z zimną wodą. Zmywa z rąk krew. Kiedy kończy, wbija wzrok w lustro i obserwuje swoje odbicie. Rozcięta warga, lewe oko puchnie w szybkim tempie.
W domu naprzeciwko wybili kolejne okno.
*
Ogród za londyńskim domkiem Anglii jest niewielki i raczej symboliczny, ale utrzymany w idealnym porządku. Trawa przycięta jak od linijki, kwiaty rosnące w równych rządkach, ławeczka i stolik ustawione w idealnym miejscu. Tego popołudnia jedno miejsce zajmuje znudzony Francja obserwujący Anglię spod przymkniętych powiek. Na stoliku czekają dwie nietknięte filiżanki herbaty, ale Arthur jest zbyt zajęty przycinaniem swoich róż. Robi to z precyzją chirurga, bo róże są symbolem Anglii, symbolem wojen. Róże to tradycja.
W pewnym momencie jego dłonie zastygają. Zbliża się zachód Słońca, niebo zajmuje się czerwienią i odcieniami pomarańczy. Róże w ogrodzie są czerwone jak krew.
- Hej, Francjo...
- Hm?
Anglia jednym stanowczym ruchem odcina kwiat od łodygi.
- Nasz świat płonie.

__
...przepraszam, nie mam bladego pojęcia, co napisałam xDD Chcę tylko ruszyć temat!

Następne słówko: Pożar
Ardwi
Ardwi

Posts : 156
Join date : 12/05/2012
Age : 29
Location : Matalascañas~!

Powrót do góry Go down

Historyjki~  Empty Re: Historyjki~

Pisanie by Moranit 10.06.12 1:18

Ogień. Żywioł dziki, niepowstrzymany i, tak jak każdy z czterech elementów, wciąż nieujarzmiony. Wielu było nim zafascynowanych do tego stopnia, że potrafiliby wyrzec się wszystkiego w zamian za widok igrających płomieni. Iwan nie rozumiał tego zachwytu.
Jego samego ogień przerażał swoją nieprzewidywalnością. Rosja wolał rzeczy niezmienne, do których żywioł ten z pewnością nie należał. Rutyna była bezpieczną przystanią Iwana w tych szalonych czasach.

Iwan spędzał wakacje na swojej daczy położonej na wschód od Moskwy, niedaleko Szatury. Latem było naprawdę ciężko wytrzymać w mieście, zwłaszcza że tegoroczne było wyjątkowo gorące. Betonowe ściany blokowisk zamiast izolować od wysokich temperatur na zewnątrz zdawały się pełnić rolę szklarni, tak więc gdy temperatura powietrza wynosiła 40 stopni,
we wnętrzu przeciętnego mieszkania było z 10-15 stopni więcej.
Na wsi upał zdecydowanie mniej dawał się we znaki, poza tym Rosja mógł tam odetchnąć świeżym powietrzem i odpocząć od moskiewskiego zgiełku. Domek może i był trochę krzywy,
a gdzieniegdzie odpadała jasnożółta farba, którą Wania pomalował zewnętrzne ściany daczy,
lecz Rosja nie zamieniłby go na żaden apartament. Miał wiele zalet: był położony blisko lasu,
ani nie za duży, ani nie za mały, lecz zupełnie wystarczający dla jednej osoby,
a co najważniejsze zaopatrzony w spory kawałek ziemi, na której Iwan hodował kilka słoneczniki. Kwiaty przyjęły się nad wyraz dobrze, więc wielbiciel wódki i pierożków mógł cieszyć nimi swe oczy ilekroć przyjeżdżał na daczę.

Bragiński właśnie skończył jeść drożdżówkę szczodrze nadzianą konfiturą truskawkową.
Kilkoma łykami dokończył herbatę, która zdążyła już dawno wystygnąć i wstał od stołu.
Włożył do zlewu naczynia: najpierw łyżeczkę, naznaczoną odrobiną cukru, następnie szklankę
z urwanym uszkiem i talerzyk o złotym brzegu. Potem nadszedł czas na wyłączenie świateł. Kuchnia, salon, łazienka, sypialnia.. Zawsze ta sama kolejność, nic jeszcze nie zmusiło Rosji
do jej zmiany. Kolejnym krokiem było zamknięcie okien, co w całkowitych ciemnościach nie było łatwym zadaniem, lecz Wania nabrał już wprawy. I znów: kuchnia, salon, sypialnia. Iwan zauważył, że choć było jeszcze przed dwudziestą, na dworze było już dość ciemno. Najprawdopodobniej była to zasługa ciemnych chmur, które przesłoniły niebo gęstą zasłoną. Rosję przeszył dreszcz.
Przez chwilę dręczyło go bardzo nieprzyjemne uczucie, które mówiło wyraźnie: coś jest nie tak. Bardzo nie tak. Coś się dzisiaj wydarzy, i na pewno nie będzie to nic miłego. Iwan mógł przysiąc, że niemalże słyszy jakiś zachrypły głos szepczący mu to do ucha, lecz szybko go zignorował. Przecież czekał go jeszcze jeden ważny punkt do wypełnienia tego dnia! Z wprawą omijając czyhające na niego rogi mebli przeszedł do sypialni i z namaszczeniem zabrał się za ścielenie łóżka.
Po chwili leżał już w świeżo wypranej pościeli, pachnącej krochmalem, wiosennym deszczem
i czymś jeszcze, czego Iwan nie potrafił nazwać, lecz był to bardzo przyjemny zapach.
Niemiłe przeczucie sprzed kilku chwil powróciło, choć z marnym skutkiem. Rosja był zbyt zmęczony, by zastanawiać się nad jego znaczeniem i szybko zasnął...

Obudził się nagle. Nie, nie obudził się. Został brutalnie wyrwany ze snu przez przeraźliwe krzyki sąsiadów. Zdezorientowany Iwan usiadł na łóżku i rozejrzał się po pokoju. Zegarek na niskim drewnianym stołku wskazywał godzinę dwudziestą trzecią. Pomimo późnej pory całe pomieszczenie było zalane czerwono-pomarańczowym światłem, urządzającym dzikie tańce na jego ścianach. Nawet osoba o odmiennym postrzeganiu rzeczywistości zauważyłaby, że nie jest to naturalne zjawisko. Zaniepokojony Iwan wyjrzał przez okno.
To, co zobaczył jeszcze wiele razy powracało w najgorszych koszmarach. Las tworzący zwartą barierę od północnej strony daczy stał w płomieniach. Okoliczne chałupy z wolna zmieniały się
w marne zgliszcza. Wszędzie biegali ludzie, o twarzach powykrzywianych strachem.
W ich rękach migały wiadra z wodą, którymi bezskutecznie próbowali opanować pożar. Nad całym tym zbiegowiskiem unosił się ryk zwierząt, które w panice uciekały przed śmiercionośnym żywiołem. Ogień łakomie trawił domy jego sąsiadów i powoli zmierzał w kierunku jego daczy. Żywioł zabierał mu to, co najbardziej kochał: dom, wypielęgnowane słoneczniki i poczucie bezpieczeństwa, osiągnięte z tak wielkim trudem… Rosja nie zastanawiał się nad niczym. Wybiegł z daczy i mknął przed siebie, byle tylko dalej od tego horroru, byle dalej, dalej, dalej, pędzony instynktem samozachowawczym zmieszanym z lękiem i silną chęcią ucieczki.

Do domku wrócił dopiero po świcie. Pożar przeszedł dalej, zostawiając za sobą zgliszcza chat
i cierpienie. Ludzie których Iwan tak dobrze znał siedzieli przed zwęglonymi resztkami swoich domów. Niektórzy rozpaczali, inni milczeli, wpatrując się tępo
w dogasające płomienie. Nie ocalało niemal nic.

***
Marina Żukowa, witam państwa w porannych wiadomościach „Sevodnya”. Zaczynamy od doniesienia o pożarze w jednej z wsi w okolicy Szatury. Żywioł strawił większość zabudowy, mieszkańcy pozostali bez dachu nad głową i środków do życia. Był to 43 pożar w obwodzie moskiewskim. A teraz przechodzimy do sensacyjnych doniesień z Chin…

następne słowo to... niezapominajka
Moranit
Moranit

Posts : 46
Join date : 18/05/2012
Location : Szuflada >.<

Powrót do góry Go down

Historyjki~  Empty Re: Historyjki~

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach